1995

Z Archiwum historyczne PTMA
Wersja PTMA (dyskusja | edycje) z dnia 13:25, 13 kwi 2018

(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Skocz do: nawigacji, wyszukiwania

Urania, 3/1995, str. 91, Kronika PTMA - Wspomnienie o śp. Krzysztofie Olechu (1946-1994)

Krzysztof Olech urodził się tuż po wojnie, 24 września 1946 roku w Tczewie. Studiował na Uniwersytecie Gdańskim matematykę, ale zawsze żywo interesował się astronomią. Był członkiem gdańskiego oddziału PTMA i bakcylem astronomicznym zaraził swojego syna Arkadiusza (Czytelnicy dobrze go znają jako aktywnego „uranijnego” autora). Pana Olecha poznałam w 1989 r. na zakończeniu obozu dla miłośników astronomii we Fromborku. W spożywczych sklepach był wtedy tylko ocet i mąka, dorastająca młodzież dostawała w obozowej stołówce czarny salceson z białymi latami tłuszczu pieszczotliwie nazywany „lastriko”. Sądzę, że uczestnicy obozu często bywali głodni. Na zakończenie kilkoro rodziców przyjechało po swoje dzieci — pamiętam tylko jednego.
Pan Olech przyjechał nyską, w której przywiózł mnóstwo... chleba, kiełbasy i oranżady.
Starczyło dla całego obozu na pożegnalne ognisko, które paliło się do rana, a bractwo nadrabiało zaległości wyżywieniowe.
Sympatyczny był nie tylko fakt zafundowania nam „pożegnalnej kolacji”, ale naturalność z jaką to wszystko się odbyło i wyczucie, że akurat chleb i kiełbasa a nie np. lody z kremem były dzieciakom wtedy potrzebne. Myślę, że ten właśnie gest dobrze charakteryzuje postać Krzysztofa Olecha - gdy mógł pomóc robił to chętnie i bez fanfar (np. pomagał finansowo Sekcji Obserwacji Komet, w trudnych czasach wspomógł wydawanie Uranii). Tak właśnie się dzieje w dobrze rozumiejącej się rodzinie.
I dlatego właśnie, gdy dowiedziałam się, że zmarł poczułam się jak po stracie kogoś autentycznie bliskiego. Od lat wiedział, że jest ciężko chory, ale wydawało się, że nauczył się z tym żyć i nie zagraża mu bezpośrednio niebezpieczeństwo. Okazało się jednak inaczej - Krzysztof Olech zmarł nagle 1 września 1994 r. Gdy więc mówi się, że miłośnicy astronomii stanowią jedną wielką rodzinę, coraz częściej się przekonuję, że nie jest to stwierdzenie gołosłowne.
Magdalena Sroczyńska-Kożuchowska