1996

Z Archiwum historyczne PTMA
Wersja Vega (dyskusja | edycje) z dnia 16:39, 12 kwi 2018

(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Skocz do: nawigacji, wyszukiwania

Urania 2/1996, str. 34-38

Jan Mergentaler (1901-1995)

Dnia 22 grudnia 1995 roku zmarł profesor Mergentaler. W mroźny, zimowy dzień ciało Jego spoczęło na pokrytym śniegiem cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. Firmament niebieski tego dnia ukazał swe piękno błękitu, miasto oświetlały promienie słoneczne. Profesora żegnało Słońce. Było w tym coś z symboliki; badaniom tego ciała niebieskiego Zmarły poświęcił przecież ostatnie czterdzieści lat swego życia.
Ten znakomity, znany nam wszystkim astronom urodził się na Kresach wschodnich, na Polesiu, niedaleko Pińska. Ale wspomnienia z lat młodzieńczych wiążą się raczej z Warszawą; tam uczęszczał do gimnazjum, tam zafascynowała go astronomia. Dlaczego wybór padł właśnie na astronomię? Niemałą rolę miała tu podobno odegrać głośna na początku stulecia powieść Żuławskiego Na srebrnym globie. Ale przeważyło szalę inne wydarzenie. Zajęcia z kosmografii (tak nazywano wówczas wykładany w szkołach średnich przedmiot astronomii) prowadził znany astronom Felicjan Kępiński. Otóż był to bodajże rok 1918, rok odzyskania niepodległości, gdy poinformował on swych uczniów o organizowaniu się towarzystwa miłośników astronomii. „Założyliśmy więc w gimnazjum koło miłośników – wspominał Profesor – i praca w tym kole związała mnie z astronomią na stałe; wybrałem studia astronomiczne”.
Dnia 19 lutego 1923 roku, w 450 rocznicę urodzin Mikołaja KOPERNIKA, obradował w Toruniu Pierwszy Zjazd Polskiego Towarzystwa Astronomicznego. Delegatem na ten założycielski zjazd z ramienia Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii był dwudziestodwuletni student astronomii Uniwersytetu Warszawskiego, Jan Mergentaler.
Dodajmy w tym miejscu, że ponad pół wieku później, w roku 1979, na odbywającym się w Warszawie XIX Zjeździe Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, profesor Jan Mergentaler zostaje członkiem honorowym tego towarzystwa. Natomiast w roku 1985, na XXII Zjeździe PTA we Wrocławiu, Profesor odznaczony zostaje Nagrodą im. Włodzimierza Zonna za popularyzację wiedzy o Wszechświecie, za popularyzację fizyki Słońca.
Pierwsza praca naukowa L’orbite de la comete Wolf, deduit des observations faites en 1925 dotyczyła – jak wynika z tytułu – mechaniki nieba; ukazała się ona w Okólniku Obserwatorium Astronomicznego w Warszawie w roku 1927. Publikacją zainteresował się dyrektor obserwatorium krakowskiego, Tadeusz Banachiewicz, i zaproponował jej autorowi asystenturę na Uniwersytecie Jagiellońskim w charakterze obserwatora na Stacji Astronomicznej na Łysinie. Było to pierwsze miejsce pracy młodego Jana Mergentalera.
Łysina jest szczytem górskim w Beskidach Zachodnich, wysokość 891 m n.p.m., około 10 km na południowy wschód od Myślenic. Wyposażenie znajdującej się tam placówki obserwacyjnej było nader skromne: w pawilonie z rozsuwanym daszkiem dwie krótkoogniskowe lunetki z obiektywami 13 i 12 cm, bez mechanizmu prowadzącego. Nie było tam prądu elektrycznego, nie było telefonu. Za mieszkanie służyła przeniesiona na szczyt drewniana chatka leśniczego. Przebywali tam też Lucjan Orkisz i Jan Gadomski. Łysina znana była z odkrycia tam dwóch komet.
Dziś - poza wspomnieniami - nie pozostało na tej górze nic. A jednak pobyt na tym odludziu Profesor wspominał zawsze bardzo ciepło. Oto fragment obszerniejszego artykułu pt. Impresje z Łysiny pióra Jana Mergentalera z grudnia 1927 roku:
„Astronomja, jako wynik bądź co bądź w pewnym specjalnym kierunku kształconych władz psychicznych – jest wytworem maszyny do rachowania, logarytmów, abstrakcji matematycznej i instrumentu optycznego. Wytworem kultury urbanistycznej. Tu – trochę żywiołu. I stąd płynąca z gór i lasu, z tętniącego życia – pewna dysharmonja. Może to tylko uwypuklenie tego, co natrafia się tak często w pracy teoretycznej. Niepokrywanie się badanej rzeczywistości z tworzoną konstrukcją myślową. Występuje tu kontrast może tym silniej dlatego jeszcze, że brak tzw. «atmosfery naukowej». A w życiu samotnym trzeba odnajdywać własne energje psychiczne na przezwyciężenie różnych takich czy innych niepokojów myślowych. Ale to może właśnie nadaje pewien specyficzny urok pracy tutaj”.
Od roku 1929 pobyt na Łysinie nie będzie już tak samotny; chatkę w lesie ożywia obecność małżonki.
Na Stacji Obserwacyjnej prowadzone były obserwacje gwiazd zaćmieniowych metodą Argelandera (była to „usankcjonowana” wówczas w tamtejszym ośrodku tematyka badań). Z obserwacji tych wyłoniła się obroniona w roku 1933 rozprawa doktorska Jana Mergentalera; promotorem był Tadeusz Banachiewicz.
Po siedmiu latach trzeba było pożegnać się z Beskidami. Drugą połowę lat trzydziestych dr Jan Mergentaler spędza na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Co za kontrast! Tam były góry i las, tu obserwatorium usytuowane w centrum miasta. Dyrektorem tej placówki był Eugeniusz Rybka. Tematyka pracy tu też odmienna: katalog wielkości gwiazdowych, fotograficzne obserwacje gwiazd.
I oto w życiu Jana Mergentalera ponownie wojna, po której Lwów trzeba opuścić. Krótki pobyt na Uniwersytecie Jagiellońskim, jak również na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej; bezowocne starania o zbudowanie obserwatorium w Lublinie i... przyjazd na Dolny Śląsk.

W pierwszych latach pobytu we Wrocławiu zainteresowania Jana Mergentalera obracały się wokół tematyki astronomii gwiazdowej (dziś powiedzielibyśmy raczej: astronomii galaktycznej). Ale zbliżał się dzień 30 czerwca 1954 roku, kiedy to po trzystuletniej przerwie pas całkowitego zaćmienia Słońca przejść miał ponownie przez ziemie polskie. Fakt ten skierował uwagę Profesora ku naszej gwieździe dziennej; trzeba było przygotować się do obserwacji zjawiska zaćmienia. I jeżeli dziś wyrazy Słońce, fizyka Słońca, heliofizyka kojarzą się z nazwiskiem Mergentalera, z Wrocławiem – to ów trzydziesty dzień czerwca Anno Domini 1954 nie był tu bez znaczenia.
Początki wrocławskiej heliofizyki były względnie skromne, zaczęło się od wizualnych obserwacji plam słonecznych. Ale obserwacjom tym Profesor nadaje wkrótce charakter masowy poprzez wciągnięcie do nich rzeszy miłośników astronomii. I tak przez wiele lat napływały z różnych stron Polski do Wrocławia listy od miłośników z wynikami obserwacji plam; wszystkie te dane były opracowywane i publikowane.
Przełomowym był tu niewątpliwie rok 1957 - Międzynarodowy Rok Geofizyczny. Był to rok maksimum aktywności słonecznej cyklu dziewiętnastego. Do uświetnienia tego roku przyczyniła się jednak dodatkowo i sama natura; intensywność aktywności słonecznej przekroczyła bowiem wszystkie wcześniejsze cykle (średnia roczna liczba Wolfa wyrażała się liczbą 190). Słońce w owym roku okazało się być obiektem ciekawszym niż przewidywano. Placówka wrocławska otrzymuje nowe etaty; grono heliofizyków – nazywanych tu „słonecznikami” – powiększa się. Można już mówić o atmosferze naukowej, tej właśnie atmosferze, której brakowało młodemu Mergentalerowi w beskidzkich lasach na Łysinie.
Wprawdzie powoli i skromnie, ale powiększała się też aparatura do obserwacji heliofizycznych. Pierwszym poważniejszym nabytkiem był 13-cm koronograf, którym do tej pory wykonuje się systematyczne obserwacje protuberancji. Natomiast później, w latach osiemdziesiątych, stanął w filii w Białkowie wielki, 53-cm koronograf.
Rok 1957 zapisał się też i na innych stronicach wrocławskiej kroniki Jana Mergentalera. Oddane zostaje do druku najpoważniejsze dzieło Profesora, monografia pt. Słońce. Obserwatorium podniesione zostaje do rangi Instytutu Astronomicznego; jedną z wchodzących w jego skład katedr jest Katedra Heliofizyki. Dyrektorem nowo powstałego instytutu zostaje Jan Mergentaler, który pełnić będzie tę funkcję przez czternaście lat, aż do przejścia na emeryturę w roku 1971.
Tymczasem Katedra Heliofizyki rozwija się, działalność naukowa nabiera rozmachu. Tematyka prac obraca się wokół tego niewątpliwie najciekawszego, co na naszej gwieździe się dzieje - wokół zagadnień aktywności słonecznej. Diagnostyka plazmy rozbłysków słonecznych, analiza obrazów promieniowania rentgenowskiego Słońca - to niektóre z aktualnych tytułów. Inną dziedzinę stanowią badania statystyczne, analiza relacji między różnymi charakterystykami aktywności słonecznej, także: aktywność słoneczna - promienie kosmiczne. Gdy zaś chodzi o dziedzinę optyczną, prowadzone są tu badania ruchów protuberancji, śledzenie zachodzących tam indywidualnych zjawisk.
Mówiąc o osiągnięciach naukowych i organizacyjnych Profesora, nie można nie wspomnieć o tym, najważniejszym chyba sukcesie, o międzynarodowych konferencjach heliofizycznych. To była Jego koncepcja i inicjatywa, uwieńczona znakomitym wynikiem: konferencji takich odbyło się aż czternaście. Początkowo były one pomyślane jako robocze spotkania heliofizyków z Polski i Czechosłowacji – pierwsza odbyła się w roku 1961 w Tatrzańskiej Łomnicy, druga rok później w Zakopanem, na Kalatówkach. W latach następnych konferencje te objęły swym zasięgiem i sąsiednie kraje. Heliofizyków gościł Debreczyn, dwukrotnie Poczdam, w roku 1975 Irkuck a w 1988 Odessa. Ostatnia, związana z dziewięćdziesięcioleciem Profesora, odbyła się w roku 1991 w Karpaczu.

A teraz o najmłodszym „dziecku” Jana Mergentalera, o fizyce kosmicznej, o wrocławskim wkładzie do badań Słońca w dziedzinie rentgenowskiej.
Historia ta zaczęła się w roku 1967 w Moskwie, na posiedzeniu Interkosmosu (tj. rady przy Akademii Nauk ZSRR zajmującej się współpracą międzynarodową w dziedzinie badań w przestrzeni kosmicznej). Profesor Mergentaler deklaruje wówczas włączenie się ośrodka wrocławskiego do prac nad rentgenowskim promieniowaniem Słońca. Była to niewątpliwie decyzja odważna; mógłby ktoś powiedzieć, że jest to „porywanie się z motyką na Słońce”. A jednak już w roku 1970 można było odnotować pierwszy sukces: rakieta Wertikal I uniosła w przestrzeń kosmiczną wykonany we Wrocławiu spektroheliograf rentgenowski. Następnego roku startuje Wertikal II.
Z udanych eksperymentów rakietowych wymienić można startujące z blokiem kamer rentgenowskich Wertikal V, VII, VIII, IX, XI. Rakiety te wznosiły się na wysokość do około 500 km, po czym wracały; aparaturę odzyskiwano za pośrednictwem spadochronów. Obserwacje Słońca trwały przez około dziesięć minut, gdy rakieta znajdowała się na wysokościach ponad 100 km (niżej bowiem miękkie promieniowanie rentgenowskie absorbuje atmosfera ziemska). Wszystkie te eksperymenty realizowane były w miejscowości Kapustin Jar, nad odnogą Wołgi Achtubą (obwód Astrachański, ok. 100 km na wschód od Wołgogradu).
Profesor przeszedł na emeryturę, ale rozpoczęte z Jego inicjatywy badania rentgenowskiego promieniowania Słońca trwają i rozwijają się. Oto wieści z ostatniej chwili.
Dnia 2 marca 1994 r. z kosmodromu Pljesetsk wystartował satelita CORONAS-I, obiegający Ziemię w odległości 495 - 556 km. Na pokładzie znajduje się polsko-czeska aparatura: fotometr i spektrometr rentgenowski. To już nie kamera typu pine-hole, jak w pierwszych eksperymentach na Wertikalach, to już zawieraj ący koncentryczne lustra teleskop rentgenowski; po raz pierwszy zarejestrowano rozbłysk słoneczny. Natomiast dnia 3 sierpnia 1995 r. wystartował satelita INTERBALL z wykonanym we Wrocławiu modulowanym fotometrem rentgenowskim.
Przy ulicy Kopernika we Wrocławiu, którą przez blisko pół wieku przemierzał Profesor z domu do Instytutu, niedaleko przedwojennego głównego budynku znajdują się pawilony z szyldem Centrum Badań Kosmicznych PAN, Zakład Fizyki Słońca. Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się losy, ale przypuszczalnie nie byłoby tej instytucji, gdyby jesienią 1945 roku nie przyjechał do Wrocławia Jan Mergentaler.
Znane jest powszechnie powiedzenie de mortuis aut bene aut nihil. Mówiąc o zmarłym Profesorze, o sentencji tej można by nie pamiętać. O Janie Mergentalerze po prostu niczego złego powiedzieć nie można. Gdziekolwiek, w jakimkolwiek ośrodku astronomicznym by się nie rozmawiało, wszyscy wyrażali się o Nim z najwyższym uznaniem. Był to rzeczywiście niezwykły, człowiek o bardzo wysokich zasadach moralnych, o bardzo wysokiej kulturze osobistej. I dzięki tym właśnie walorom pozostawił po sobie tak wiele. On był zawsze tym katalizatorem, który ułatwiał działanie innym, to był człowiek, który potrafił stworzyć atmosferę dla pracy zespołu naukowego.
A pamięć o człowieku trwa tym dłużej, im dłużej trwa stworzone przez niego dzieło.
Tadeusz Jarzębowski