1979
Urania 10/1797, str. 305-309, Na marginesie sześćdziesięciolecia "Uranii", Lucjan Zjadler
Pierwszy numer "Uranii" wyszedł spod prasy w listopadzie 1919 roku. W małej drukarence przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie, odbity techniką hektograficzną w kilkudziesięciu egzemplarzach. Na wybór drukarni być może wpłynął fakt, że nosiła ona bardzo odpowiednią nazwę "Saturn". Redaktorami i autorami artykułów byli uczniowie maturalnych klas gimnazjów warszawskich: Jan Mergentaler z gimn. Mikołaja Reja, Stanisław Mrozowski z gimn. Ziemi Mazowieckiej i Stefan Kaliński z gimn. Kazimierza Kulwiecia (autor niniejszego jest też "kulwieciakiem", ale z nieco późniejszych roczników). Protektorat nad tą grupą entuzjastów, do której dołączyli w liczbie około dwudziestu rówieśnicy także z innych szkół, objął trzydziestokilkoletni astronom, dr Felicjan Kępiński, nauczyciel astronomii w kilku szkołach warszawskich, jednocześnie pełniący obowiązki tymczasowego kierownika Obserwatorium Uniwersytetu Warszawskiego, co bardzo sprzyjało propagowaniu idei wśród młodzieży szkolnej. Dzięki jego pomocy udało się uzyskać w kuratorium zgodę na utworzenie międzyszkolnego stowarzyszenia o charakterze samokształceniowym o nazwie Koło Miłośników Astronomii. Zebranie organizacyjne odbyło się w dniu 5 października 1919 r. i tę datę należałoby uważać za datę założenia naszego Towarzystwa, gdyby nie poważny szkopuł: poza dr Kępińskim wszyscy członkowie byli niepełnoletni. Wkrótce do Koła przystąpili nieco starsi koledzy, studenci Edward Stenz (ur. 1897 r.) i Antoni Zygmunt (r. 1900), i urzędnik pocztowy Maksymilian Białęcki, entuzjasta astronomicznych popularnych dzieł Flammariona, posiadacz własnej lunety o średnicy obiektywu 10 cm. Maksymilianowi Białęckiemu pismo nasze zawdzięcza swój tytuł "Uranja" (zgodnie z ortografią ówczesną pisany z literą "j").
Największą chyba trudność w wydawaniu Uranii stanowił brak środków finansowych. Składka członkowska nie wystarczała oczywiście na pokrycie kosztów papieru i druku. Członkowie Koła rozprowadzali gdzie się dało egzemplarze, głównie wśród kolegów (cena numeru wynosiła 4 marki), pewną sumę uzyskano z zadeklarowanej z góry przedpłaty przez członków rodzin lub znajomych przychylnie usposobionych do akcji. I tak na przykład — jak relacjonuje Stanisław Mrozowski — jego babka wpisała swego nowonarodzonego wnuka na listę prenumeratorów dożywotnich... Ten brak środków własnych, tzn. ze składek bądź prenumeraty, towarzyszy wydawnictwu po dzień dzisiejszy, a w każdym razie do chwili przejęcia wydawnictwa przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich w 1977 roku. W okresie międzywojennym niekiedy udawało się uzyskiwać pewne fundusze od władz miasta Warszawy lub państwowych, nie wystarczały one jednak nigdy n a wydawanie miesięcznika, nawet kwartalnika. Bywały la ta kiedy ukazywały się tylko dwa zeszyty (w latach 1923 i 1924 tylko po jednym), a w roku 1935 nie wydano żadnego.
Tylko niezwykłemu entuzjazmowi młodych miłośników należy zawdzięczać, że w tych trudnych warunkach 1919 roku powstało wydawnictwo, które okazało się tak potrzebne, że utrzymuje się w niewiele zmienionym profilu przez la t sześćdziesiąt.
Przyczynili się do tego niewątpliwie i ci, którzy już przedtem stworzyli klimat sprzyjający zainteresowaniu się astronomią n a ziemiach polskich. A więc i Kamil Flammarion, którego dzieła popularnonaukowe tłumaczone na język polski pobudziły lekarza z Jędrzejowa, dr Feliksa Przypkowskiego (dziad obecnego dyrektora Muzeum Przypkowskich) do wystąpienia już na kilka lat przed wojną światową w prasie o powołanie zrzeszenia miłośników astronomii na wzór istniejącego we Francji Towarzystwa Astronomicznego. Do apelu przyłączyli się wspomniany już Maksymilian Białęcki i Felicjan Kępiński, a także ziemianin z Przegalin inż. Władysław Szaniawski, lekarz dr Tadeusz Rakowiecki i astronom Tadeusz Banachiewicz. Zapewne do zainteresowania się astronomią przyczyniła się "groźna" kometa Halleya z 1910 roku, a już n a pewno ukazanie się w 1919 roku komety Brorsen-Metcalfa — o czym wspominają Mergentaler i Mrozowski.
Wkrótce jednak nad ziemiami polskimi przeszła nowa fala wojenna: rok 1920. Część członków Koła znalazła się w wojsku, inni po zdaniu egzaminów maturalnych rozpoczęli studia wyższe n a różnych uczelniach. Jedynie ci, którzy pozostali wierni astronomii, wszczęli zabiegi w celu utworzenia Towarzystwa. W wyniku tych zabiegów, po zwerbowaniu do akcji kilka osób "dorosłych" (główni założyciele — Kaliński, Mergentaler i Mrozowski nie mieli jeszcze 21 lat), doszło do zebrania zainteresowanych w dniu 26 listopada 1921 r., na którym uchwalono statut już nie Koła, lecz Towarzystwa Miłośników Astronomii.
Na temat historii powstania Towarzystwa i jego organu napisano już wiele. Szczególną wartość mają tu pierwsze, dziś już zaliczane do "białych kruków" zeszyty Uranii z lat 1922 i 1923. Zawierają one m. in. nazwiska członków sprzed 60 laty. Także w następnych latach panował ten dobry obyczaj, że w każdym numerze podawano personalia nowowstępujących członków. Niezwykle cenne są również relacje z tych czasów, zawarte we wspomnieniach pierwszych redaktorów Uranii — Jana Mergentalera ("Pod znakiem komety", Urania, listopad 1959 r., z okazji czterdziestolecia) i Stanisława Mrozowskiego ("Jak powstało Towarzystwo Miłośników Astronomii", Urania, luty 1973 r.). Zwięzłą historię z tabelami zawierającymi liczne dane statystyczne, zawiera wydana w 1971 r. broszurka pt. "50 lat społeczno-miłośniczego ruchu astronomicznego w Polsce", której autorami są Tadeusz Grzesło i Jan Rolewicz. Cenną pozycję w zakresie historii Uranii stanowi artykuł "Czterdziestolecie czasopisma Urania" Stanisława Lubertowicza (maj 1962 r., w roku jubileuszowym ukazania się "legalnego" organu Towarzystwa Miłośników Astronomii); autor zadał sobie trud zinwentaryzowania wszystkich zeszytów i numerów Uranii od pierwszego w 1922 r. do ostatniego w 1961 r., łącznie tomów 32, zeszytów 205, numerów 250 (niektóre zeszyty łączyły parę numerów).
Na zakończenie omawiania "prehistorycznych" numerów Uranii, tych z lat 1919—1920, należy podać, że ukazało się ich tylko cztery, że są to egzemplarze dziś nie do zdobycia, że strona tytułowa nr 2 była reprodukowana na okładce Uranii nr 2 (luty) z 1967 roku. I że redakcja Uranii bardzo prosi osoby posiadające egzemplarze o wypożyczenie ich w celu sporządzenia kopii kserograficznych.
Właściwą historię Urania rozpoczyna dopiero z ukazaniem się pierwszego numeru w 1922 roku, już drukowana "przyzwoicie" (skład czcionkowy w Drukarni Technicznej przy ul. Czackiego 3/5 w Warszawie). Redaktorem jej był astronom-profesjonalista dr F. Kępiński. Później zmieniali się redaktorzy, drukarnie i ceny: nr 1 kosztował 250 marek, nr 2 — 360 mk, nr 3—4 — 1500 mk, natomiast nr 5 (w 1923 r.) "tylko" 60 groszy, było to już po reformie walutowej. W latach późniejszych cena egzemplarza w sprzedaży i prenumeracie utrzymywała się na poziomie 1—2 złotych.
Odliczając te cztery numery hektografowane jak również lata "puste" (1921, 1935, 1940—1945 oraz 1947) kiedy Urania nie wychodziła, zebrało się ogółem dotąd 50 roczników, zawierających do końca 1979 roku 466 numerów w 408 zeszytach, razem ok. 13 tysięcy stron zadrukowanych, nie licząc okładek zadrukowanych bądź ilustrowanych, wkładek, dodatków bądź rocznych spisów treści. Odpowiadałoby to mniej więcej 25 tomom powyżej 500 stron liczących jakiejś "wielkiej encyklopedii".
To porównanie z encyklopedią nasuwa się również podczas czytania różnych zeszytów Uranii. Niektóre artykuły oceniane bywają jako mało interesujące, podczas gdy inne są pilnie studiowane; tak samo jest, gdy otworzymy encyklopedię na dowolnej stronie. Na następny odcinek pewnych artykułów seryjnych czytelnicy oczekują z niecierpliwością, na inne skarżą się przy każdej sposobności. Członkowi redakcji trudno jest wystawić ogólną ocenę miesięcznika... Jedno jest pewne: informacje "ze świata astronomicznego", o frapujących osiągnięciach nauki, publikowane są z ogromnym opóźnieniem. Przy tzw. cyklu produkcyjnym trwającym blisko pół roku, trudno jest konkurować z prasą codzienną, ustępującą pod tym względem jedynie wiadomościom z radia. Jako przykład: niniejszy artykuł, który przeznaczony jest do numeru październikowego, napisany został w maju, a do rąk czytelnika dostanie się przy notorycznym spóźnianiu się druku i ekspedycji — zapewne w listopadzie. Jeszcze gorzej przedstawia się sprawa, gdy artykuł w Uranii napisany jest na podstawie publikacji naukowych zagranicznych. Dochodzi wtedy czas potrzebny na zapoznanie się z literaturą, uwzględnić tu należy również to, że i w wydawnictwie referowanym też obowiązują cykle produkcyjne. Stwarza to sytuację, że niekiedy redakcja rezygnuje z publikowania pewnych "nowości", aby nie omawiać rzeczy dawno zdezaktualizowanych, o których czytelnicy już wiedzą z innych źródeł. Wspomnienie o tym autorowi niniejszego wydaje się konieczne, gdy mowa o ocenie Uranii na tle sześćdziesięciu lat historii.
"Kalendarzyk astronomiczny", jako stała pozycja Uranii, w ciągu tych 60 lat przechodził kilka zmian. Od pierwszego numeru w 1922 r. do końca 1925 r. podawano współrzędne oraz wschody i zachody Słońca, Księżyca i planet w formie tabel, zamieszczano również efemerydy zjawisk w układzie Jowisza i zakryć gwiazd przez Księżyc. Już w 1922 r. Obserwatorium Krakowskie rozpoczęło wydawanie "Rocznika Astronomicznego", zawierającego dane dla potrzeb astronomów i miłośników; część tego rocznika pod tytułem "Callendarium Rocznika Astronomicznego Obserwatorium Krakowskiego" jako — tak głosi nadruk na okładce — "bezpłatny dodatek do Uranii dla członków Towarzystwa Miłośników Astronomii" drukowano odrębnie w latach 1926 i 1927. W związku z tym powtarzanie danych przeznaczonych głównie dla obserwatorów-amatorów okazało się zbędne. W 1927 r. w Warszawie rozpoczęto wydawanie "Kalendarza Astronomicznego Towarzystwa Miłośników Astronomii". Oba te wydawnictwa nie utrzymały się długo ("Dodatek Międzynarodowy" do Rocznika Krakowskiego, zawierający głównie dane dla obserwatorów gwiazd zmiennych, wychodzi po dziś).
Bardzo przydatny dla miłośników astronomii był w tych czasach "Kalendarz Ilustrowanego Kuryera Codziennego" (tzw. "krakowskiego IKC"), redagowany od 1928 r. przez prof. Tadeusza Banachiewicza, później — aż do 1939 r. przez dra Jana Gadomskiego. Zawierał on oprócz kalendarium w postaci tabel i wykresów bogato ilustrowane artykuły, i stanowił doskonałe uzupełnienie informacji dla miłośników wobec bardzo nieregularnie ukazującej się Uranii. W roku 1936 Urania, "uporawszy się" z trudnościami, rozpoczęła regularne wydawanie w postaci kwartalnika we Lwowie pod redakcją prof. Eugeniusza Rybki. Ostatni z przedwojennej serii zeszyt Uranii ukazał się w czerwcu 1939 r. i zawierał czterostronicowy kalendarzyk na sierpień, wrzesień i październik: efemerydy (współrzędne oraz wschody i zachody) Słońca, Księżyca, siedmiu planet i trzech planetoid, minima Algola i zakrycia gwiazd przez Księżyc.
W podobny sposób kontynuowano podawanie danych kalendarzowych po wznowieniu Uranii po wojnie. W latach 1972—1974 powrócono do idei wydawania rocznego "Kalendarzyka astronomicznego" jako wkładki (tabele współrzędnych oraz wschodów i zachodów Słońca, Księżyca i sześciu planet, jak również dane dla obserwatorów Słońca), pozostałe informacje o zjawiskach drukując w odcinkach miesięcznych. Jednakże ograniczenia w przydziale papieru zmusiły wydawnictwo do zrezygnowania z tego i odtąd kalendarzyk ukazuje się w obecnej, budzącej wśród użytkowników dużo kontrowersji, formie. Zwłaszcza wtedy, gdy dociera do ich rąk z opóźnieniem.
W ciągu 60 lat ustalił się profil Uranii. Na pierwszych stronach publikowane są artykuły spod pióra renomowanych autorów, astronomów-profesjonalistów, referujących interesujące działy astronomii, często wyniki ich własnych badań, następnie artykuły przeglądowe na podstawie literatury na ogół niedostępnej dla szerokiego grona miłośników. Niekiedy są to tylko krótkie referaty w kolumnie "Kronika", często omówienia nowości wydawniczych. Nie są publikowane własne prace naukowe miłośników bez uprzedniego zaopiniowania przez Radę Naukową Towarzystwa; nie dotyczy to oczywiście wyników obserwacji amatorów — jak Sekcji Obserwatorów Słońca, zjawisk zaćmieniowych itp. Już w 1929 r. wydano pierwszy (i jedyny) zeszyt wydawnictwa "Prace Oddziału Warszawskiego" Towarzystwa, którego zadaniem miało być publikowanie prac miłośników; wydawnictwo wznowiono w 1956 r. jako "Dodatek naukowy do Uranii" (cztery zeszyty 1956, 1959, 1961 i 1963, w jęz. angielskim), a po kilkuletniej przerwie wychodzi dziś pt. "The Astronomical Reports". Wydawnictwo przeznaczone jest wyłącznie dla prac naukowych miłośników, niezależne od Uranii (redaktorem jest prof. Konrad Rudnicki) i rozpowszechniane jest za granicą.
Urania jako organ P.T.M.A. poświęcona jest również omawianiu spraw z życia Towarzystwa. Jest to kontynuacja rozpoczętej przed 60 laty "Kroniki T.M.A.", miejsce do omawiania zjazdów, sesji naukowych, imprez jak obozy szkoleniowo-obserwacyjne. Od czasu do czasu zamieszczane są także listy do redakcji; zawierają one niekiedy i słowa krytyki, a jeżeli nie są cytowane dosłownie, to często dlatego, że nadają się raczej do omawiania w węższym gronie zainteresowanych...
W ciągu ostatnich dwudziestu lat dużo uwagi poświęcono ilustracjom na okładkach Uranii, szczególnie od czasów zastosowania specjalnych kamer na pojazdach kosmicznych. Ich jakość bywała różna, głównie zależnie od gatunku papieru. Ale ostatnio niewiele ustępują ilustracjom tych wydawnictw zagranicznych, na których usiłujemy się wzorować.